Wiosna zawitała do Galway.
Już od samego rana było bezchmurne niebo,
od razu człowiekowi robi się
cieplej na sercu. Po wielu miesiącach deszczów,
wiatrów i sztormów, pokazało
się słońce i otuliło swymi promieniami całe miasto, jakby chciało powiedzieć - teraz moja kolej, koniec z szarugą i smutkiem! - .
Wczoraj jadąc do pracy myślałem o
powtarzalności w naszym codziennym życiu, może to bez sensu, ale mam
takie dni, nie mam ochoty iść do pracy,
mam dość wykonywania tych
samych czynności, patrzenia jak kolejny dzień
pada deszcz, który nie
zostawia na człowieku suchej nitki, bo
leje pod każdym kątem.
Dziś było inaczej, chciało się żyć. Być
może to sprawka miłosnych feromonów, które unosiły się w powietrzu, w końcu jest dzień zakochanych.
Na kolację zrobiłem pyszną pastę
pomodorini. Jak dla mnie najlepsza potrawa włoska ostatnimi czasy. Do
tego lampka białego wina pinot grigio.
Do dzisiejszego dnia pasuje romantyczne "Innamoramento".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz